Ja tak mam, jak kupuję to się cieszę, jak przesyłka jest już w moich rękach znowu się cieszę i jak coś uszyję to czasem trzeci raz jest radość.
Uwielbiam je głaskać przed dekatyzowaniem i prasować, układać, przekładać i łączyć w zestawy kolorów.
Tak to jest właśnie szmatocholizm, czy z tego można się leczyć? i czy warto?
i tak oto przed Wami ostatnie zamówienie z Szyciarni i lis uszyty już z nowych pomarańczowych groszków i guzików:
La jak to La, zabrał go bez ostrzeżenia. Śpią razem.
Moja La dziś miała swój debiut z igłą i nitką i jestem z niej baaaardzo dumna! Wspaniale spędziłyśmy czas i wspólnymi siłami powstała taka prosta torebeczka, zapinana na guzik, na złotej wstążce:
La sama dobierała kolory, i chociaż kręciłam nosem to koniec końców jest ładnie. Dziewczęco i wiosennie. A moja La poznała ścieg drabinkowy i potrafi przyszyć guzik i kokardę ze wstążki!
i najważniejsze jest z siebie naprawdę zadowolona :D
pozdrawia Was dumna mama, Lagre
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz